Na ostatnim spotkaniu Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej z ministrem edukacji i nauki omawiali problemy i zagrożenia dla polskiej służby zdrowia. Jednym z takich zagrożeń jest tworzenie kierunków medycznych w tym lekarskich na uczelniach niemedycznych. Zjawisko zaczyna mieć niekontrolowany charakter, a rodzi obawy, czy jakość świadczonych usług, a co za tym idzie bezpieczeństwo samych pacjentów nie ucierpi.
Masowe tworzenie kierunków lekarskich - zagrożenia dla służby zdrowia
Sposobem na zażegnanie kryzysu kadrowego w ochronie zdrowia nie jest masowe tworzenie kierunków lekarskich. Nie pomoże to ani placówkom medycznym, ani samym pacjentom. A już na pewno nie będzie miało pozytywnego wpływu na jakość świadczonych usług - ostrzega Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Wzrost kierunków lekarskich
Nowe kierunki dla lekarzy miały poprawić sytuację kadrową w polskiej służbie zdrowia. Najzwyczajniej w świecie brakuje lekarzy. Zdarza się nawet, że niektóre oddziały muszą być zamykane, bo jedyny pracujący na nim specjalista musi przejść na emeryturę, albo po prostu zmienia pracę na mniej wymagającą a do tego lepiej płatną. Kolejki do specjalistów się wydłużają, a dla niektórych pacjentów kilkunastomiesięczne oczekiwanie może przynieść tragiczne konsekwencje.
Pewnego rodzaju ratunkiem są specjaliści, którzy znaleźli się w Polce w związku z wojną w Ukrainie. Zmienione przepisy ułatwiają im wykonywanie zawodu, jednak nie rozwiązuje to problemu.
Zobacz także:
Aby zwiększyć liczbę lekarzy, zwiększono ilość kierunków lekarskich, uruchamiając je także na uczelniach niemedycznych, niekiedy nawet nie uczelniach przyrodniczych - czego przykładem jest chociażby kierunek lekarski na Uniwersytecie Technologiczno-Humanistycznym w Radomiu. Tworzenie takich kierunków - zdaniem Naczelnej Rady Lekarskiej - jednak wymknęło się spod kontroli, a to nie wróży nic dobrego, ani dla swoistego kryzysu kadrowego, ani - a może przede wszystkim - dla pacjentów. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej mówi wręcz o swoistego rodzaju “produkcji” lekarzy w Polsce, która niestety łączy się z obniżeniem jakości kształcenia. Nie ma nawet powiązania od kolejnych etapów pracy w zawodzie. Ważna jest w tym przypadku akredytacja dla uczelni. Jeśli się to nie zmieni - z jednej strony nie zapewnimy odpowiedniego poziomu kształcenia, w konsekwencji także odpowiednich warunków pracy. A kumulacja tych dwóch warunków stworzy sytuację, w której kształceni w Polsce lekarze wyjadą do pracy za granicą.
Zobacz także: Czy można pozyskać pracowników od konkurencji
Hiszpański casus
Jako obraz tego co może się wydarzyć w Polsce, prezes NRL przywołał sytuację w Hiszpanii. Zwiększenie limitów na studia przyczyniło się tam do wzrostu emigracji. Liczba lekarzy ubiegających się o pracę za granicą wzrosła w tym państwie w ciągu ostatniej dekady z kilkuset rocznie, do ponad 4 tys. rocznie.
Jakie jest rozwiązanie?
To nie masowe kształcenie lekarzy, tym bardziej nie kształcenie ich na uczelniach nie mających nic wspólnego z medycyną, jest rozwiązaniem kryzysu kadrowego w polskiej służbie zdrowia. Ważna jest koordynacja kształcenia na wydziałach lekarskich z możliwościami kształcenia podyplomowego i możliwościami zatrudnienia w służbie zdrowia. Konieczne są także zmiany w organizacji trybu pracy. Nadal brakuje np. asystentów lekarzy, którzy mogliby usprawnić udzielanie świadczeń medycznych.
Informacja opublikowana na oficjalnej stronie Naczelnej Izby Lekarskiej - portal nil.org.pl
