Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w wyniku pozwu kredytobiorców, którzy podpisali umowę na kredyt hipoteczny udzielany we frankach szwajcarskich. Kredyt zaciągnęło małżeństwo w 2006 r. Para zdecydowała się na kredyt nominowany do franka szwajcarskiego, na okres 30 lat, ponieważ jego oprocentowanie wynosiło wówczas zaledwie 2,79%. W momencie podpisywania umowy, uznali że to znakomite rozwiązanie, bo analogiczny kredyt w złotówkach był już oprocentowany 5,39% w skali roku.
Kredytobiorca nie może zaskarżyć umowy gdy przestaje być korzystna
Wydawało się, że pojawia się w miarę jednolita linia orzecznicza dotycząca umów kredytowych podpisywanych z bankami. Wydawało się, bo nagle w tę linię wdarł się wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku, który zdecydowanie stanowi samotną wyspę w sprawach frankowiczów.
Zobacz także: Wystartował program kredytów bez wkładu własnego
Po pewnym czasie mieszkanie stało się zbyt małe, para oczekiwała przyjścia na świat dziecka, więc po raz kolejny wybrała się do banku - po około pół roku, aby po raz kolejny sięgnąć po kredy hipoteczny we frankach szwajcarskich.
W powództwie zarzucili bankowi, że tak naprawdę nikt nie wyjaśnił im w jaki sposób działa waloryzacja, indeksacja i denominacja, a doradca nie uprzedził o ryzyku kursowym. Zarzuty te padły, choć już wcześniej byli stroną analogicznej umowy kredytowej i można twierdzić, że mechanizm był im znany.
Spór dotyczy właśnie drugiej umowy kredytowej, bo po 15 latach spłaty okazało się, że zadłużenie wynosi dokładnie tyle samo ile wynosiło w dniu podpisania umowy kredytowej.
Wysokość rat
Przez pierwsze 4 lata wysokość raty ograniczała się do kwoty 700-800 zł, natomiast aktualna jej wysokość opiewa już na kwotę ok. 1200 zł.
W 2012 r. para się rozwiodła i choć nie zawarła żadnej umowy dotyczącej kredytu - były mąż spłaca ratę za kredyt udzielony na pierwsze mieszkanie, natomiast była żona, która opiekuje się dziećmi - ratę na drugi kredyt.
Z ustaleń wynikało, że kredytobiorcy sprawdzili swoją zdolność kredytową i otrzymali propozycję skorzystania z kredytu w złotówkach, jednak jego oprocentowanie wynosiło 5,39% w skali roku. Natomiast w dniu zawarcia umowy, oprocentowanie kredytu we frankach wynosiło 3,18%. W treści umowy podpisanej przez kredytobiorców znajdował się również zapis, zgodnie z którym oświadczali, że zostali poinformowani o ryzyku związanym ze zmianą kursu waluty, co wpłynie na zmianę wysokości zadłużenia a także o ryzyku związanym ze zmianą stóp procentowych, która przełoży się na wysokość raty.
Korzyści związane z umową w obcej walucie?
Kredyt będący kością niezgody zaczął być spłacany z ratą w wysokości 860 zł i w tym granicach utrzymywała się przez kolejne 4 lata. Następnie rata wzrosła do ok. 1300 zł i utrzymywała się na tym poziomie do roku 2020.
Gdyby ich kredyt został zaciągnięty w złotówkach, już na samym początku rata zamiast 860 zł wynosiłaby ok 1030 zł i wzrastałaby do ok. 1600 zł. w latach 2008/2009. A później osiągnęłaby wysokość ok. 1150 zł.
Powodowie wnosili o unieważnienie umowy kredytowej, a jeśli byłoby to niemożliwe - zwrot wraz z odsetkami ponad 20 tys. zł. Uzasadniali to wadami umowy kredytowej polegającymi na zastosowaniu klauzul abuzywnych.
Zobacz także: Wzrost cen najmu zwiększa popyt na mieszkania
Sąd Okręgowy w Białymstoku oddalił ich powództwo.
Ważne: Zdaniem Sądu nie można kwestionować umowy dopiero wtedy, gdy przestaje być korzystniejsza
Jego zdaniem, w Polsce legalne jest ustalenie świadczenia w walucie obcej (art. 358. § 1 Kodeksu cywilnego co prawda wprost wprowadza taką możliwość dopiero od 2008 r. lecz wcześniej także było to dozwolone np. na podstawie ustawy - Prawo dewizowe). Zatem umowa kredytu hipotecznego zawarta z bankiem była zgodna z prawem.
Sąd wprost zaznaczył w uzasadnieniu, że nie mogło być uwzględnione żądanie związane z unieważnieniem umowy kredytowej ze względu na występujące w niej klauzule abuzywne.
Implementacja dyrektyw europejskich odnoszących się do ochrony konsumentów została wprowadzona do kodeksu cywilnego. Zgodnie z jego zapisami, konsument nie jest związany postanowieniami umowy, które nie były z nim uzgodnione, gdy kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami i rażąco naruszają jego interesy. Dyrektywa europejska niedozwolone klauzule umowne opisuje jako stojące w sprzeczności z wymogami dobrej wiary i powodujące znaczącą nierównowagę wynikających z umowy praw i obowiązków. SO stoi na stanowisku, że polskie przepisy w sposób zbyt wąski odniosły się do definicji klauzul niedozwolonych, a przez to w mniejszym zakresie chronią konsumentów.
Przed nawiasem trzeba zaznaczyć, że w pozostałym zakresie umowa wiąże strony.
Zobacz także: Waloryzacja cen mieszkań w umowach deweloperskich
Sąd podkreślił, że skoro umowa bez żadnych problemów była wykonywana przez 10 lat, to nagłe pojawienie się klauzul niedozwolonych, w istocie nie dotyczy właśnie tych zapisów, lecz faktu że wysokość raty przestała być równie korzystna jak podczas podpisywania umowy. I trzeba pamiętać, że przez wiele lat wysokość tej raty była o wiele niższa niż u osób, które zdecydowały się na kredyt w złotówkach.
Oczywiście, zapis dający bankowi wielką swobodę ustalania wysokości rat było wielką nierzetelnością banku, ale trzeba mieć jeszcze na względzie, przesłankę "naruszania interesów" konsumentów. A jak pokazał stan faktyczny - przez wiele lat kredytobiorcy byli w o wiele lepszej sytuacji niż osoby korzystające z kredytu złotówkowego. Trudno więc mówić, że w chwili podpisania umowy - a to jest moment w którym ocenia się klauzule jako niedozwolone - ich interes został rażąco naruszony.
Niewątpliwie wyrok jest kontrowersyjny i budzi wiele emocji. Nie jest także prawomocny, więc wiele wskazuje na to, że można spodziewać się jego zaskarżenia. Jednak pokazuje, że na sprawę kredytów frankowych można patrzeć różnie. I taki odmienny punkt widzenia także warto znać.
Zobacz także: Eksperci: Ceny mieszkań na rynku pierwotnym wzrosną o 9,8 proc. 2022 i o 7,8 proc. w 2023
Wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku z 17 marca 2022 r., sygn. - I C 1043/20
